pl en
5 marca 2017 admin

Naliboki

Puszcza Nalibocka to największy zwarty kompleks leśny na terenie Białorusi, prawie całość objęta jest rezerwatem. W lesie spotkać można żubry, rysie, wilki czy nawet niedźwiedzie. Drzewostan puszczy nie jest stary, dominują drzewa sadzone po II wojnie światowej, ale też – wśród kęp na rozlewiskach puszczańskich rzek – spotkać można samotne dęby, sosny czy lipy imponujących wprost rozmiarów. W okresie międzywojennym, kiedy las ten znajdował się na pograniczu polsko-sowieckim rozwijało się w puszczy osadnictwo w niewielkich wioskach śródleśnych lub pojedynczych leśnych gospodarstwach, zwanych na Kresach chutorami. Są to niesamowicie malowniczo położone miejsca, często na niewielkich wzniesieniach otoczone bagniskami, rozlewiskami lub lasem ze wszystkich stron, z których zazwyczaj rozpościera się widok na pobliską łąkę, dawniej koszoną i użytkowaną, a obecnie zarośniętą i zapomnianą. W jednym z takich chutorów mieszka nasz bartnik Ivan.

Przejście po żeremiu przez rozlewiska Wołki/ Fot. P. Piłasiewicz

Umawiamy się z Ivanem na moście koło miejscowości Bakszty przy drodze Lida-Mińsk, 190 km na wschód od Grodna. Rzeka rozlewa szeroko na okoliczne łąki podchodząc pod drogę, w dali widać ostatnie zabudowania wsi po jednej stronie rzeki, po drugiej zaczyna się ściana lasu, północny kraniec Puszczy Nalibockiej. Witamy się i udajemy się za Ivanem wąską drogą po usypanej grobli, następnie przez las, bagna i znów las. Nim docieramy na miejsce przejeżdżamy ponad 20 km, mijając tylko jeden zamieszkały chutor z 3 domami. Pozostałe mijane polany są puste, znajdują się na nich już tylko resztki zabudowań.

– Tuż po II wojnie takich chutorów było tu ponad 400, obecnie zamieszkałych pozostaje około 20 z nich. Ich mieszkańcy albo wyjechali do miast, albo przenieśli się na obrzeża większych wiosek, gdzie łatwiej jest po prostu żyć – mówi Ivan.

Opuszczony chutor w Puszczy Nalibockiej. Fot. P. Piłasiewicz

 

Wiele chutorów popadło w ruinę, jadąc leśnymi drogami co kilka kilometrów napotykamy na takie miejsce, zawalony do środka dach, zdziczały sad i kompletnie zniszczone drewniane budynki gospodarcze, to najczęstszy obraz leśnych osiedli w Puszczy Nalibockiej. Wszyscy stąd raczej uciekają, jak ogólnie z białoruskiej wsi.  Na Ivana miejscowi patrzą jak na szaleńca, nie rozumieją, że chce mieszkać w tej głuszy. Z jego chutoru do najbliższej wsi jest 11 kilometrów, do najbliższego zamieszkałego domu w linii prostej ponad 4 km. Jego marzeniem jest przygotować kilka takich miejsc dla turystów, stworzyć możliwie komfortowe warunki pośród dzikiej przyrody Puszczy Nalibockiej. Działania związane z tym projektem posuwają się powoli, systemem gospodarskim, własną pracą i skromnymi środkami.

Chutor Ivana. Fot. P. Piłasiewicz

Dom z grubego bala, jaki stawia obok starej  chaty nadającej się jeszcze do mieszkania, osiągnął jesienią stan surowy otwarty. Jedno pomieszczenie zostało przystosowane przez zimę do użytku: sauna stanowiąca integralną cześć tej niewielkiej chatki. Grube sosnowe bale o średnicy ponad 60 cm doskonale izolują i zatrzymują ciepło, jeśli tylko podłoga i sufit zostaną porządnie zaizolowane, podgrzać i utrzymać temperaturę będzie tam stosunkowo łatwo. Póki co potrzebowaliśmy 5 godzin palenia i wiadra wody wylanego na rozgrzane kamienie, aby zagrzać się na tyle, by wyjść na mróz i oblać się zimną wodą prosto ze studni.

Inauguracyjna sauna w niewykończonej chacie. Fot. P. Piłasiewicz

Ale jest jeszcze coś, co Ivana przyciągnęło do puszczy i go tam tam zatrzymało – bartnictwo.

Kilka lat temu dostał od dziadka koleżanki z Mińska 16 kłód, które przywiózł z wioski na  wschodnim Polesiu. Potem kupił kilkanaście kolejnych, następne wykonał sam, część też zamówił od starszego bartnika z Polesia. Kłody ustawia w grupach po kilka na przygotowanych wcześniej platformach, na imponujących wprost wysokościach. Idea stawiania kłód na platformach jest zapewne tak stara, jak dylemat co zrobić z dziuplą z wywróconym drzewie bartnym. Najsłynniejszą platformę bartną, czyli ” podniebną pasiekę” na swoim obrazie uwiecznił Jan Henryk Muntz w latach 1780-1783 (najpierw powstał szkic, następnie akwarela). Współczesne platformy na Białorusi nie są tak wyszukane, ale spełniają dokładnie taką samą funkcję, jak ta uwieczniona w końcu XVIII wieku.

Pozostałe kłody stoją samotnie na drzewach lub dopiero czekają na wciągnięcie. Celem naszej wizyty było przygotowanie przedpola do nadchodzących warsztatów, wspólnie rozpoznawaliśmy okolicę, kompletnie zalaną rozlewającą Wołką oraz innymi rzeczkami. Wybraliśmy miejsca do wciągnięcia kolejnych, przygotowanych podczas zbliżających się warsztatów kłód. Niektóre z tych miejsc zostały wcześniej 'sprawdzone’ poprzez ustawienie rojołapek zaimprowizowanych z kartonów zawiniętych czarną folią, z 3-4 ramkami z wyciągniętą węzą. W zeszłym roku przyleciały tam pszczoły, w tym będziemy wieszać kłody bartne. Wybraliśmy też miejsce na kolejną platformę, na której staną 3 gotowe kłody bartne. Mieliśmy również w planach rozwieźć kłody po zamarzniętych bagnach do miejsc ich ostatecznego umieszczenia, tego niestety nie udało się w pełni zrealizować, bo zaczęły się wiosenne roztopy. Nocą co prawda chwytał silny mróz, ale powstała wierzchnia warstwa lodu miała zaledwie 3 cm grubości (pod nią znajdowało się 20-30 cm wody, zaś niżej – kolejna warstwa cienkiej tafli).

 

 

Dziękujemy Iwanowi Mulinowi za kolejne spotkanie i niecierpliwie czekamy początku kwietnia, kiedy to razem organizujemy warsztaty w Puszczy Nalibockiej.

 

„Zrealizowano w  ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego”

 

, , ,