18.09 zakończyliśmy kleczbę, czyli leśne miodobranie. Ten rok nie był dla nas łaskawy, ale cóż – bywa i tak. Miodu pszczoły zebrały niewiele, niewystarczająco dla nich samych, by przetrwać zimę. W takiej sytuacji do zakarmienia i zazimowania poszło 12 pszczelich rodzin. Karmimy nasze pszczoły tylko w ostateczności, kiedy wisi nad nimi widmo śmierci głodowej. I nie robimy tego w trakcie sezonu, tylko jesienią. Tym zasadom jesteśmy wierni od początku. W tym roku miodu dla nas nie było, plastry wycięte do wysokości 30-35 cm (licząc od głowy barci) były puste. Co się stało? Trochę było to do przewidzenia: deszczowy lipiec, kiedy lipy kwitły, nie dały nektaru. Następnie sierpień suchy i upalny. Pogoda poprawiła się na początku września, było słonecznie i nie za gorąco, przez ostatnie 2 tygodnie, pszczoły intensywnie latały i nadrabiały straty, ale było już za późno, a i pożytku o tej porze niewiele, oprócz odrobiny wrzosu, można było liczyć jeszcze na sporadyczną w naszych stronach nawłoć i kwitnące kwiaty tytoniu na polach. Barcie były pełne w końcu czerwca,wtedy też najwięcej z nich zostało zasiedlonych przez pszczoły, ale w kolejnych miesiącach więcej pokarmu pszczoły zużywały niż były w stanie zebrać i zapasy malały. Na szczęście tylko w jednej zaobserwowaliśmy wyciągnięte larwy, co świadczy o tym, że rodzina naprawdę głodowała i wyciągała czerw, którego nie była w stanie wykarmić.
Miód jest tylko dodatkiem i zwieńczeniem naszych działań, taką wisienką na torcie, satysfakcję mamy ogromną z tego, że 12 rodzin – w większości w dobrej kondycji – zostało zazimowanych i mamy nadzieję, że doczekają szczęśliwie wiosny. Ich praca na rzecz leśnych ekosystemów zacznie się już w marcu, ale póki co będą stanowiły łakomy kąsek dla kun, dzięciołów i szerszeni. Wierzymy, że z odrobiną naszej pomocy poradzą sobie z tym wszystkim.
Z jednym na pewno sobie nie poradzą, ze złymi ludźmi. Ofiarą rabunku ze strony człowieka padły w sierpniu 2 nasze rodziny. Sprawa została zgłoszona na policję, która jak dotąd wykazuje się sporym niezrozumieniem tematu, próbując wykluczyć czynnik ludzki z tego zdarzenia. A fakty są takie, że 10.07 w obecności świadków oglądałem zasiedlone 2 drzewa bartne w obrębie Tartaczysko, a 15.08 zastałem w tym miejscu puste barcie z wyciętymi wewnątrz plastrami. Powstała koncepcja, że pszczoły same wyleciały, a potem, w przeciągu 2 tygodni motylica wyczyściła plastry wosku praktycznie do czysta, pozostawiając jedynie ślady po nich na ściankach. A dodam, że jedna z barci była w 2/3 zabudowana w chwili kradzieży. Jeśli przyjdzie decyzja o umorzeniu postępowania, to ją zaskarżymy, a tymczasem zaczęliśmy lepiej monitorować nasze barcie z pomocą elektroniki.